Mogę śmiało powiedzieć, że bardzo się wkręciłam w całe to pieczenie słodkości z całego świata. Spotykam się z coraz to dziwniejszymi zastosowaniami produktów , których nawet nie posądziłabym o leżenie koło mojego deseru a co dopiero znajdowania się w nim :). Wiem jak długa droga mnie jeszcze czeka , bo to dopiero 4 kraj, ale już nie mogę się doczekać niektórych przepisów. Mam ochotę po prostu zrezygnować z postanowienia i od razu przejść do interesujących mnie ciast , ale później się okazuje, że dobrze robię trzymając się pewnego schematu . Tak właśnie było z tymi "kogucikami" z Andory. Niby proste, niby nic wyzywającego , a jednak efekt bardziej niż zadowalający. Wspaniałe na tak zwane małe co nieco między posiłkami. Niezdrowo jest podjadać ? A kto by się tym przejmował :). Zapraszam do kurnika (nie mam pojęcia skąd się wzięła ta nazwa :)) składniki mogą się okazać bardzo zaskakujące.
Koguty :
- 300 g starych bułek
- 600 g mąki
- 400 g cukru
- 8 jajek
- 150 ml gorącej wody
- 175 ml oleju roślinnego
- cukier puder do posypania
Ubijamy jajka w dużej misce. Dodajemy mąkę, cukier, wodę i olej. Wszystko ze sobą dokładnie łączymy i odstawiamy do lodówki na 1 godzinę . W tym czasie kroimy bułki na nieco mniejsze kawałki i moczymy w miseczce z zimną wodą 2-3 razy , żeby zrobiły się miękkie. Wyciskamy wodę z bułek, żeby nie były za bardzo namoczone. Dodajemy do schłodzonego ciasta. Powinno być kleiste, nie zbite. Wykładamy dużą blachę papierem do pieczenia i wylewamy ciasto . Uwaga, żeby nie przesadzić. Nie wlewamy całego na raz , gdyż jak będzie zbyt gruba warstwa może się nie upiec. Grubość nie powinna przekraczać 1,5 cm. Lepiej upiec ciasteczka 3 razy niż jeść surowe :). Pieczemy ok. 25 min w 180° C do złotego koloru. Po wyjęciu od razu kroimy w prostokąty . Najlepiej smakują jeszcze ciepłe posypane cukrem pudrem .
Bon
appétit! :)